W tym poście przychodzę do Was z moją TOP 5tką kosmetyków do pielęgnacji. Prawie wszystkie z widocznych na zdjęciu znalazłam w którymś z boxów subskrypcyjnych. Jak wiecie pielęgnację zmieniamy dosyć często. Ja też tak robię. Moja skóra rzadko kiedy polubi się z jakimiś produktami na dłużej niż miesiąc czy dwa.Te o których dzisiaj chcę Wam krótko opowiedzieć to produkty, które zawładnęły moim sercem i które prędzej czy później po zużyciu ich substytutów kupię ponownie. I to nie jest żaden pic na wodę pomarańczę kochani, tak to u mnie jest, że jak coś jest skuteczne wraca na półkę łazienkową albo do kosmetyczki!
AMADERM - Krem nawilżająco - regenerujący
Fanką nawilżania rąk nie jestem. Po kremy sięgam więc raczej rzadko, ale jak już mnie jakiś porwię to wyciskam z tubki do ostatków. Kiedyś kochałam takie, które oszałamiały człowieka zapachem. Dzisiaj już nie koniecznie się tym kieruję. Chociaż nadal lubię, gdy kosmetyki pięknie pachną to jakoś bardziej zwracam uwagę na ich działanie. Krem nawilżająco - regenerujący marki Amaderm znalazłam w jakimś JoyBoxie. Pierwsze jego otwarcie i powąchanie równało się z odrzuceniem produktu i tak wylądował na dnie pudełka z innymi kosmetykami do przetestowania. Leżał tam trochę i doczekała się swoich 5 minut sławy. W ubiegłym roku moim ratunkiem był krem do rąk marki Dermedic. Tamten był moim faworytem. 50 ml mieściło się w mojej torbie bez problemu a moje dłonie były rozradowane. 100% nawilżone i gładkie, zapach lekko chemiczny ale nie wyczuwalny na większą skalę. Tutaj producent już na samym początku informuje nas, że jego produkt jest stworzony do skór bardzo wymagających, wrażliwych czy też alergicznych. Moje ręce zimą to po prostu katorga, jedna wielka pustynia. Ten krem zastąpił mi Dermedica. Teraz w aptece będę naprzemiennie je kupować bo wiem, że one dają właściwy efekt. Jak już zdążyliście przeczytać zapach nie zadowala dosyć ciężki, trudny w zidentyfikowaniu. Formuła kremu fajnie się rozprowadza, dosyć szybko wchłania, ale pozostawia uczucie miękości na dłoniach. Wszytko czego szukam do pielęgnacji dłoni - znalezione! Warto dodać, że koszt takiego kremu to nie więcej niż 25 zł, więc jak sobie dobrze policzycie lepiej kupić taki niż dziesięć tanich i za przeproszeniem - gówno wartych :)
WAX Angielski PILOMAX - Odżywka w spray'u, bez spłukiwania do włosów jasnych
Jeśli ktoś mnie śledzi i czytał post odnośnie moich testów kosmetyków do włosów ten wie, że dosyć dużo przewinęło się tego u mnie. Listopad był miesiącem testów i moje włosy zostały ostro potraktowane przez wszelkiego typu maseczki i odżywki. Ich kondycja znacznie się poprawiła, ale szukałam czegoś co trochę ułatwi mi robotę. Bo teraz nie mam za bardzo czasu na siedzenie z maseczką czy odżywką na głowie. Z pomocą przyszedł kosmetyk, również znaleziony w jakimś boxie z Joy'a. Testowałam, testowałam i co tu dużo mówić - pokochałam. Wygodna aplikacja, bo wiadomo łatwiej i prościej spryskać włosy spray'em. Włosy po niej były łatwiejsze do rozczesania a u nasady zrobiły się bardziej nawilżone. Dodatkowym atutem było dla mnie to, że przestały się elektryzować jak szalone co jest moją zmorą. Na stronie producenta doczytałam, że jest dostępny w dwóch wersjach: do włosów jasnych i ciemnych. Cena spray'u na stronie producenta to 12,50 zł, więc uważam, że nie jest to jakoś mega dużo i wiem, że jak tylko znajdę go gdzieś stacjonarnie to kupię produkt ponownie.
Evree - Nawilżający olejek do twarzy i szyi "Essential Oils"
Przyszedł w boxie, niepozorny taki. Po otwarciu kartonika oczywiście okazało się, że musiał być źle zakręcony i trochę jego zawartości się wylało. Zastosowałam go raz i oprócz tego, że dzień później moja twarz wyglądała jeszcze gorzej niż dzień wcześniej, a świeceniu nie było końca, stwierdziłam, że dla mnie się on nie nadaje. Odstawiłam go w kąt. Ostatnio bardzo modne stało się nakładanie olejków na twarz, dodawanie ich do kremów, podkładów, a nawet demakijaż nimi. Poczyniłam ku niemu w listopadzie znów poważne kroki. Najpierw w formie mojego sprzymierzyciela w walce z niektórymi, ciężko schodzącymi matowymi pomadkami. Potem wypróbowałam go w formie płynu do demakijażu w walce z wodoodponym tuszem. Dalej uczyniłam krok milowy, nałożyłam go na twarz i czekałam na efekty. Na drugi dzień moja skóra była gładka, dobrze nawilżona i spisał się na medal wręcz. Kolejny krok, malutki tylko, to dodanie go do kremu nawilżającego z Ziaji i znów miłe zaskoczenie. Spróbowałam go także z podkładem jak te wszystkie youtuberki ze Stanów, które używają olejków za miliony monet. Tutaj jednak pojawił się tylko mały problem - nie ze wszystkimi podkładami on współpracuje. Z jednymi tworzy na skórzę dosłownie jednolity efekt, dając też ładny promienny wygląd. A z innymi cóż... Tworzy efekt ciasta na twarzy i nie ma zmiłuj. Co i tak nie zmienia faktu, że znalazł wiele zastosowań i jeszcze pewnie więcej ich znajdzie. Dodatkowy atut? Aplikator w formie pipetki, która napełnia się w 1/3 i tyle w zupełności wystaczy do nałożenia na twarz. Duża wydajność, w przystępnej cenie ok. 30 zł. Ten olejek oraz pozostałe z firmy Evree znajdziecie stacjonarnie w Rossmannie i drogeriach Natura.
BeOrganic - Mleczko do demakijażu "Jagody Goji i Acai"
Pierwsze co urzeka - prosty design butelki, bardzo minimalistyczny. Druga rzecz - zapach, lekki, bardzo orzeźwiający jak dla mnie. Ostatnia oczywiście działanie, bo nie rozmawiamy tutaj o bublach, a o wartościowych produkach. Producent zapewnia 99% naturalnych składników, w tym jagody Goji które mają zapewnić pobudzenie, oraz jagody Acai odpowiedzialne za regenerację. Wyciskamy na płatek mleczko i zmywamy makeup. Wystarczy małe ziarenko do zmycia całej twarzy, spotykamy lekki problem przy wodoodpornych kosmetykach, ale i z nimi de facto sobie radzi dobrze. Czasami gdy zapomniałam nałożyć olejek lub krem do twarzy wtedy on zapewnił mi to nawilżenie, więc na wyjazdy nie musiałam za dużo zabierać, bo on mi w zupełności wystarczył, takie 2w1 demakijaż i nawilżenie. Ostatnio widziałam, że kosmetyki tej marki pojawiły się w sieci drogerii Vica, a koszt mleczka to 23 zł. Teraz już na oknie stoi kolejka kolejnych do testów demakijażowych produktów, ale do tego wrócę bez dwóch zdań.
Beauty Formulas - Australian Tea Tree Oczyszczająca maseczka do twarzy peel off
Hitem stały się ostatnio znów maseczki. W płachcie, w zabawne zwierzątka, peel off, czy tradycyjne zmywalne. Chociaż te w płachtach i peel off zdobyły większą rzeszę zwolenników. Obecnie jestem na etapie testów płatów z Garniera. Ta maseczka wpadła w nasze ręcę na długo wcześniej bo w okolicach listopada. Pierwsze opakowanie było testem, jeśli przejdzie pozytywnie to kupimy z moim Lubym następne (gdyby nie on to pewnie bym jej wgl nie kupiła). Wiecie ile śmiechu dostarczyło mi uczucie gdy zrywał mi tę maseczkę z twarzy? Kupę frajdy! Tak więc kupujemy. Zapach jest bardzo mocny, pachnie typowo zieloną herbatą i towarzyszy nam przez cały czas od nałożenia na twarz. Po jakimś czasie już się przyzwycziliśmy. Maseczka jest bezbarwna, bardzo kleista. Zastyga także na bezbarwny płat, który po kilkunastu minutach możecie zerwać. Pierwszy raz gdy to robiłam to myślałam, że pół skóry z twarzy zdejmę. Z czasem już się uodporniłam na to. Ostrzegam, że drobne włoski którymi porośnięta jest ludzka twarz ciągnie jak cholera! Ale skóra jest faktycznie fajna, maseczka ściąga z niej martwy naskórek, co u mnie szczególnie zimą pojawia się w okolicy nosa i płatami mi wtedy schodzi skóra. Wyglądam i czuję się jak wąż. Jeśli chodzi o pory czy zaskórniaki, to nie jest to co prawda czarna maska o której wszyscy trąbią (którą chcę spróbować), ale daje radę. Ja mam dosyć duży problem z wągrami i z trądzikiem, więc działanie jest tak w 70% skuteczne, ale jak dla mnie to wystarczający efekt. Dla kogoś kto ma jakieś pojedyncze niespodzianki będzie strzałem w 10! Kupicie ją za około 10-11 zł w drogeriach Vica i w Drogerii Natura.
Jak widzicie kosmetyki u mnie, które w pierwszym etapie spotkały się z odrzuceniem, później zdobywają moje uznanie. Teraz jestem na etapie zużywania i niekupowania kosmetyków, chyba że jest to kolorówka, ale to też jak się już skończy jakiś kosmetyk. Szukam, próbuję, czasami robię kilka podejść. I albo tak jak dzisiaj dzielę się z Wami pozytywnymi relacjami z testów, albo kosmetyki 'podaję dalej', mamie lub babci. Często jest tak, że jak się u mnie coś nie sprawdzi, to u nich działa cuda.
Podzielcie się ze mną swoimi odkryciami roku ubiegłego, kilku miesięcy, miesiąca czy tygodnia. Chętnie posłucham, popróbuję jak nadarzy się okazja. Dajcie też znać, czy testowaliście coś z tego co zaprezentowałam powyżej! :)
Lubię Be Organic :)
OdpowiedzUsuńŻadnego z nich nie używałam :)
OdpowiedzUsuń